"Kościół dopiero wtedy jest obecny w świecie jako Kościół Chrystusowy,
kiedy wcieli się w jakąś konkretną, międzyludzką, braterską wspólnotę."
Jesteśmy wspólnotą małżeństw sakramentalnych
Założycielem jest Sługa Boży Ks. Franciszek Blachnicki. Domowy Kościół jest obecny we wszystkich diecezjach Polski, a także m.in. w Anglii, Szkocji, Norwegii, Niemczech, Czechach, Austrii, Kanadzie i USA oraz na Słowacji, Litwie i Ukrainie.
Domowy Kościół zwraca szczególną uwagę na duchowość małżeńską, czyli dążenie do świętości w jedności ze współmałżonkiem. Chce pomóc małżonkom trwającym w związku sakramentalnym w budowaniu między nimi prawdziwej jedności małżeńskiej, która jednocześnie stwarza najlepsze warunki do wychowania dzieci w duchu chrześcijańskim.
Jak działamy?
Spotykamy się raz w miesiącu w grupach (kręgu) o stałym składzie. Krąg tworzy 4-7 małżeństw. Małżeństwa gromadzą się w imię Chrystusa – dla Niego i z miłości do Niego, aby Go wspólnie odnajdywać i trwać przy Nim w swoim życiu codziennym.
Dla prawidłowej pracy kręgu niezbędna jest duchowa pomoc księdza moderatora – doradcy i opiekuna duchowego.
Domowy Kościół w naszej parafii tworzą 4 kręgi, razem 18 rodzin.
Należy podkreślić, że nasza wspólnota nie jest grupą zamkniętą, lecz otwartą na inne małżeństwa.
Kapłan odpowiedzialny: ks. Łukasz Kasprzak
Zapraszamy i zachęcamy każdego do uczestniczenia w naszych spotkaniach. Przybycie na spotkanie jest niezobowiązujące... a korzyści mogą przerosnąć nasze wyobrażenie...
E-mail: dkwapienica@gmail.com
Link do strony Domowego Kościoła: www.dk.oaza.pl
Świadectwa
"Małżeństwo wzrasta"
Nazywamy się Iwona i Marek. Jesteśmy małżeństwem od 18 lat. Mamy troje dzieci: Szymona (16 lat), Weronikę (12 lat) i Faustynkę (3 lata), oraz troje aniołków w niebie. Osiem lat temu chcieliśmy coś zmienić w naszym życiu i małżeństwie. Okazało się, że znajomi jeżdżą na rekolekcje, na które chcieliśmy pojechać już na początku naszej wspólnej drogi, tylko nie wiedzieliśmy jak zacząć. Po krótkiej rozmowie z nimi dowiedzieliśmy się, że należą do Oazy Rodzin czyli Domowego Kościoła. Miesiąc później zadzwonili do nas z informacją, że w ich parafii powstaje nowy krąg i jeżeli chcemy, to nas zapraszają.
Nasze początki nie były łatwe ze względu na ciągłe przekładanie spotkań z powodu wykonywanego zawodu Marka. Dziś wiemy, że było warto. Wspólnota Domowego Kościoła to wielki dar dla naszego małżeństwa, naszej rodziny. Uświadomiliśmy sobie, że jako małżeństwo mamy wspólnie dążyć do zbawienia. Kiedy przyjęliśmy do naszego małżeństwa Pana Jezusa jako swego Pana i Zbawiciela okazało się, że On przemienia nasze życie. A poprzez zobowiązania Domowego Kościoła zbliżyliśmy się do Niego i do siebie nawzajem.
Codzienność przynosi wiele trudnych spraw w małżeństwie, ale poprzez naszą modlitwę małżeńską i comiesięczny dialog małżeński problemy staramy się rozwiązywać wspólnie. W Domowym Kościele doświadczamy jak ważna jest wspólnota, bliskość drugiego człowieka oraz wsparcie w trudnych chwilach. Wymiana wzajemnych doświadczeń w wychowywaniu dzieci, rozwiązywanie konfliktów oraz wsparcie modlitewne powodują, że nasze małżeństwo wzrasta.
Za wszystko dobro które otrzymaliśmy będąc w Domowym Kościele, niech będzie Pan Bóg uwielbiony.
Iwona i Marek
"Dobre pączki"
Kochani bracia i siostry.
Mamy na imię Katarina i Dawid Rudniccy. Jesteśmy małżeństwem ponad 12 lat i mamy dwójkę synów: Maximiliana i Dominka.
Chcemy podzielić się z Wami naszymi osobistymi przeżyciami związanymi z Domowym Kościołem. Od ponad 10 lat jesteśmy jego członkami. Od samego początku będąc małżeństwem, czuliśmy, że coś w życiu trzeba zmienić. Chodzenie w niedzielę do kościoła to jednak było „ciut za mało”. Na mszę raz w tygodniu, w święta i załatwiona moja wiara. Tego byliśmy świadomi, że nie o to nam w życiu chyba będzie chodziło. Ale też nie wiedzieliśmy, gdzie jakąś wspólnotę szukać. Stać pod kościołem i pytać kogoś nam było głupio. Pewnie rozumiecie, o co chodzi.
Wiedziałam, że obecności Boga poznaję poprzez stworzenie, ale też - jak powiedział papież emeryt Benedykt XVI - poprzez ludzi. Zaproponowano nam wspólnotę na kolędzie poprzez księdza Tomasza, która w naszym życiu naprawdę wiele zmieniła. Na początku był lęk: nikogo nie znamy, co jak my komuś nikomu nie spasujemy itd. Z drugiej strony nie chcieliśmy tracić możliwości bycia we wspólnocie. I pokonaliśmy wszelkie obawy i wybraliśmy się na spotkanie, o ile się nie mylę, był to tłusty czwartek 2010. Pamiętam to, ponieważ jadłam dobre pączki na plebanii. Zauważyliśmy, że czas, który często marnowało się na niepotrzebne rzeczy, można spożytkować w inny, lepszy sposób.
Już po kilka miesięcy byliśmy świadomi jak ważną sprawą jest dla nas codzienna modlitwa osobista, małżeńska oraz rodzinna, ale też czerpaniem siły i mądrości ze Słowa Bożego oraz bycie we wspólnocie. Też przechodziliśmy (choroby…) i wciąż czasami przechodzimy w życiu trudne momenty. Jednak co jest teraz inaczej niż przed byciem we wspólnocie? Dlaczego wybraliśmy Domowy Kościół? Nie jest już człowiek ze wszystkim sam. Może też korzystać z pomocy wspólnoty. I czasami nawet dobra rada, dobre słowo a rzeczywiście modlitwa tak wiele w życiu znaczą. Nasz najważniejszy cel jest zbawienie i uważamy z mężem, że to nasza droga, która jest czasami bardzo ciężka, szczególnie w dzisiejszym świecie. Ale papież Jan Paweł II powiedział nam, że łatwe życie, to tandeta. Owocem bycia we wspólnocie jest też to, że nie tylko nasze życie zmieniło się, ale dzięki naszym modlitwom, a w naszym przypadku i z rezygnacji z używek, pomogliśmy wyzwolić się z nałogu naszym bliskim. Dla mnie osobiście chyba z jednym największym plusem wspólnoty jest poznanie przyjaciół, którzy tak jak ja wyznają, że Chrystus jest naszym Zbawcą i zostaną nimi na zawsze.
Pewnie się zastanawiacie, na czym polega bycie we wspólnocie. Nic trudnego. Ja, pochodzeniem z Czech się też szybko nauczyłam;). Tworzymy kręgi, 3-7 małżeństw na jeden krąg, które spotyka się raz w miesiącu. Nie bójcie się, jest to spotkanie w domu na dobrej kawce i ciastku, przy którym się dzielimy naszym życiem, doświadczeniem, błędami.... Nie tylko chlebem jest człowiek nasycony, a więc czuwamy nad fragmentami Pisma Świętego razem z księdzem i modlimy się dla nas w potrzebnych intencji. Kolejne zaleceniami są modlitwa osobista, rodzinna oraz małżeńska (małżonkowie, którzy się razem modlą, o wiele mniej się rozwodzą), czytanie krótkiego czy dłuższego fragmentu z Biblii, oraz szczera rozmowa z mężem przy świecy, ustalając jakąś regułę w życiu. Jak się nam coś nie uda, to nie jest ważne, ile razy upadamy, ale że za każdym razem się podnosimy. Wisienką na torcie są różne wyjazdy, innym słowem rekolekcje, gdzie mamy możliwość wyciszyć się, będąc równocześnie na nich z naszymi dziećmi. Wiek małżonków w kręgach nie gra roli. W naszej wspólnocie mamy różne małżeństwa. Każde wzbogaca doświadczeniami kolejne.
Domowy Kościół założył ks. Franciszek Blachnicki. Jako młody człowiek, walczący z okupantem, dostał się w latach czterdziestych XX w. do więzienia, gdzie w każdej chwili mógł zostać zastrzelony na podstawie wyroku Sądu Doraźnego. Zawarł wtedy z Bogiem Przymierze, że jeżeli go Bóg ocali, to będzie mu całe życie służył. Ja się cieszę, że to jego wielkie dzieło nadal istnieje, które kontynuujemy i będzie istnieć być może dzięki Wam! Zapraszamy serdecznie!
Z życzeniami wszystkiego dobrego.
Z Bogiem
Katarina, Dawid, Maximilian i Dominik Rudniccy
„Zwyczajni z Jezusem”
Nazywamy się Danuta i Arkadiusz. Chcemy powiedzieć Wam o Wspólnocie, do której należymy. Jesteśmy małżeństwem już prawie 18 lat, a w Domowym Kościele 5 lat. Mamy dwoje dzieci: syn 14 lat i córka 8 lat. Po latach życia w związku małżeńskim stawał się bez wyrazu, szablonowy. Każdy dzień wydawał się niemal identyczny. Zabiegani, wymęczeni codziennością zaczynaliśmy też trochę oddalać się od Boga. Kiedy 5 lat temu skorzystaliśmy z zaproszenia do wspólnoty początkowo wydawało nam się, że to nie dla nas. Dzisiaj wiemy, że warto było zaryzykować, dziękujemy Bogu, że postawił na naszej drodze Domowy Kościół. Już zyskaliśmy wiele a formacja ciągle trwa.
Małżeństwo
Po wstąpieniu do Domowego Kościoła nasze relacje powoli zaczęły się odradzać. Powracamy do tych uczuć, które towarzyszyły nam na początku naszej wspólnej drogi. Radość przebywania ze sobą, odpowiedzialność za współmałżonka, entuzjazm i fascynacja. Wspólnota dla nas to przede wszystkim zmiana perspektywy postrzegania. Istotne jest to czego oczekuje ode mnie współmałżonek. Zaczęliśmy rozmawiać ze sobą.
Dzieci
Każdy rodzić wie jak trudno jest wychować dziecko, a szczególnie w okresie nastoletniego buntu. Spotkania w kręgach staja się dla nas okazja do wymiany swoich doświadczeń i spostrzeżeń. Pozwalają nam jako rodzicom na wybranie sposobu i kierunku działania oraz chronią nas przed popełnianiem błędów.
Wiara
Życie to ciągłe poszukiwanie ideałów, wzorców inspiracji. Miejscem takim dla nas jest Domowy Kościół. Stał się narzędziem do odkrywania na nowo naszej duchowości osobistej i małżeńskiej. Ciągły kontakt ze Słowem Bożym, wspólna modlitwa małżeńska i rodzinna dokonuje w nas stale wewnętrznej przemiany. Dzięki co miesięcznemu zasiadaniu do wspólnej rozmowy łatwiej pokonywać trudności, które przynosi codzienność. Staliśmy się otwarci na innych, ich problemy i potrzeby.
Jesteśmy zwyczajna rodziną, zmagamy się ze zwyczajnymi trudnościami, towarzyszą nam chwile zwątpienia i załamania, ale nie jesteśmy sami. Zaprosiliśmy do naszego małżeństwa Jezusa. Z Nim czujemy się silniejsi. Towarzyszą nam inne małżeństwa bo we wspólnocie siła. Jest czas na modlitwę, dzielenie się troskami ale także na radość bycia razem.
Za wszystko Chwała Panu.
Danuta i Arkadiusz Mojeszczyk
„Płomień naszej świecy”
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Przedstawiam wam moją ukochaną żonę Barbarę. Ja mam na imię Mariusz. Mamy troje dzieci w wieku 9,10 i 15 lat - córkę i dwóch synów.
Chcemy podzielić się z wami tym, jak Bóg działa w naszym małżeństwie i w naszej rodzinie przez to, że jesteśmy w Domowym Kościele – Oazie Rodzin. W Domowym Kościele jesteśmy już od 9 lat. I gdyby nie te 9 lat naszej formacji to mam wątpliwości czy jeszcze rozmawiali byśmy ze sobą jak mąż i żona. Ale jesteśmy tutaj we dwoje bo we dwoje staramy się i podejmujemy wysiłki aby nasze małżeństwo było dobre, udane i zgodne. Co wcale nie oznacza, że zawsze uśmiechnięte.
Uczymy się kochać i szanować siebie nawzajem, nasze dzieci, znajomych, także obcych ludzi. Rzeczy niby oczywiste, ale dzisiaj wiemy, że nie przychodzą same lecz przez naszą pracę nad sobą. Niesamowite jest to, że te same rzeczy, problemy, nad którymi kiedyś męczyliśmy się przez długie miesiące nie mogąc sobie z nimi poradzić, które może nawet bolały nas przez lata, dzisiaj nie są już dla nas przeszkodą bo dzisiaj rozwiązujemy je z Bogiem. Bo On chce, żebyśmy oddali mu swoje słabości i to w czym upadamy. Wystarczy, że powiem „Panie Boże nie radzę sobie z tym więc zostawiam to Tobie. Ufam, że się tym zajmiesz bo ja nie umiem”, a Bóg, co pokazał nam naprawdę dziesiątki razy w naszym wspólnym życiu, radzi sobie ze wszystkimi naszymi problemami i słabościami. Zarówno z tymi, które mamy razem jako małżonkowie, jak i z tymi, które są tylko moje.
Oczywiście to nie zawsze jest bezbolesne. Bo Bóg rozwiązuje nasze problemy często inaczej niż nam się wydaje, że powinien to uczynić. Ale jeśli tylko mu ufamy to zawsze uczy nas przez to miłości, pozbawia egoizmu, powoli ubiera nas w pokorę i wyprowadza nas z naszych kłopotów. Sęk tylko w tym, że często jestem zarozumiały i nie chcę przyznać się sam przed sobą, ani przed moją żoną, a przed Bogiem tym bardziej, że sobie nie radzę, że potrzebuję pomocy…
Kiedy poddajemy się Bogu, to poza tym, że nas wysłuchuje, nagradza nas pięknymi wydarzeniami w naszym życiu. Niektóre są trudne ale równie piękne jak te wesołe. Jakimi?
Najprostszymi ale najbardziej oczekiwanymi. Takimi, kiedy potrafię podejść do mojej żony ze spuszczoną głową i powiedzieć „Przepraszam. Zawaliłem. Wybacz mi, że cię zawiodłem.” A Basia, choć nie zawsze od razu, ale potrafi to przyjąć i nie ma już między nami „cichych dni” czy obrazy „do końca życia”. Takimi, kiedy potrafię doceniać i chwalić moją żonę za to jak wygląda, jak gotuje, za jej dobre pomysły, umiem się uśmiechnąć kiedy tego potrzebuje, wytrzymać jej złości, a ona moje. Tak samo działa to w drugą stronę. Banał? Nam zajęło to kilka lat, żeby opanować ten banał, żeby mówić sobie codziennie „kocham Cię”, „dziękuję za obiad, za pranie, dziękuję, że dla mnie coś zrobiłeś”. Codziennie uczymy się kochać nasze dzieci bardziej, bo codziennie wymyślają nowe sposoby na rozciąganie naszych granic wciąż powtarzając stare na sprawdzenie naszej cierpliwości. Uczymy się tulić i całować nasze dzieciaki zamiast kary nagany, złości i obrażania się.
Modlimy się razem za nasze dzieci, za nasze małżeństwo. A Bóg zsyła nam pociechę i zachętę kiedy nasze dzieci pokazują nam, że kierują się tym czego je uczymy same od siebie, nawet kiedy nas z nimi nie ma.
Bóg nagradza nas tak, że umiemy sobie podziękować za codzienne rzeczy, za kanapki, wyprasowaną koszulę, przyniesione ciężkie zakupy, za włożenie czegoś do półki, do której moja żona nie dosięga, za dopilnowanie naszych przecież wspólnych dzieci za ich dobre zachowanie i wiele jeszcze takich prostych, oczywistych rzeczy. A przecież tego od siebie oczekujemy, docenienia za codzienne starania.
Rzeczy tak proste, a przez tak wielu bezowocnie oczekiwane… Ale nie byłoby tego, gdybyśmy nie prosili Boga, aby nas przemieniał, aby nam pomagał, prowadził nas, pilnował naszych dzieci i nas samych. I pewnie szybko przestalibyśmy prosić gdyby nie wspólnota, w której jesteśmy, która nas wspiera, przypomina, pomaga zrozumieć różne rzeczy. Wspólnota dzięki której nie jesteśmy sami, dzięki której jesteśmy w coraz bliższej relacji z Bogiem.
Dlaczego jesteśmy we wspólnocie? Wyobrażam sobie, że idę przez życie jak przez ciemność. I mam ze sobą płomień świecy, który rozświetla przestrzeń wokół mnie tak, że mogę poruszać się i widzę dokąd idę i którędy. Jeżeli idę razem z innymi, którzy mają zapalone świece to każdy z nas ma więcej światła niż tylko ze swojej świecy, i nawet jeśli moja świeca zgaśnie z jakiegoś powodu to mam od kogo znów ją zapalić. A jeśli jestem sam kiedy płomień zgaśnie? Wtedy ogarnia mnie ciemność… Światło świecy, które niosę ze sobą to moja wiara. I szczerze powiem, że kilka razy diabeł zdmuchnął płomień mojej świecy kiedy tak sobie chodziłem sam ze swoją wiarą. Podobnie miała Basia i podejrzewam, że znakomita większość z nas. Ale od kiedy pilnujemy swojej wiary wspólnie z moją żoną i naszymi dziećmi, ten płomień nigdy jeszcze nie zgasł pomimo wielu złych i przykrych doświadczeń jakie nas spotkały.
To jest nasze świadectwo aby zachęcić was do wspólnoty i do odważnej wiary.
Chwała Panu
Barbara i Mariusz Czajkowie